"It's going down down right now, You can't loose"
Po prawie piętnastu minutach Yvonne usłyszała dźwięk swojego telefonu, od razu spojrzała na wyświetlacz:
"Od: Riker:
Czekam na dole."
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko do telefonu, szybko wzięła swoją komórkę, klucz od mieszkania i wyszła. Zbiegła po schodach na dół, po czym wyszła przed hotel, gdzie zobaczyła blondyna, uśmiechnęła się i podeszła do niego.
- Długo już czekasz?
- Nie, dopiero przyszedłem. - odpowiedział lekko uśmiechnięty.
- Super, to... Gdzieś idziemy czy...?
- W sumie to możemy się gdzieś przejść.
- Dobra, więc.. Gdzie? Czekam na twoje propozycje, ja jeszcze kompletnie nie...
- Znam tego miasta? - dokończył za nią z uśmiechem. - Jasne, wiem to. Dobra, to może chodźmy... - na chwilę sie zawahał, a do głowy wpadł mu pewien pomysł. - Jeśli masz czas i... Oczywiście chcesz... Zabiorę cię w jedno miejsce. - powiedział cały czas sie uśmiechając.
- No jasne. - Przytaknęła z uśmiechem, który ani na chwile nie znikał z jej twarzy.
- Świetnie, a zatem chodźmy. - Jak powiedział, tak zrobili. W drodze panowała cisza, którą postanowiła postanowiła przerwać Yvonne.
- Chciałam się spotkać, ponieważ jest coś, co naprawdę mnie ciekawi. - odparła niepewnie i spojrzała na blondyna, który szedł równo z nią.
- No jasne... O co chodzi? - zapytał właściwie domyślając się odpowiedzi.
- Ellington powiedził mi już, że to ty zajmujesz się braćmi i siostrą....
- Powiedział ci to? - zapytał zdziwiony, nie przypuszczał, że ktoś już jej o tym wspominał.
- Tak, ale... To ja go o to poprosiłam... Mam nadzieję, że nie jesteś o to zły...
- Nie... Oczywiście, że nie będe zły, przynajmniej już nie muszę ci wszystkiego tłumaczyć.
- Ale jednak mam pytanie...
- O co chodzi?
- Masz ponad dwadzieścia lat... Dlaczego postanowiłeś podjąć nad nimi opiekę? - zapytała nieco niepewnie i spojrzała na Lynch'a.
- Nikt inny by tego nie zrobił...
- Ale przecież równie dobrze mógłbyś się już dawno wyprowadzić.
- Tak, ale... To moi bracia i Delly... Musiałem to zrobić... Dla nich... Chciałem się wyprowadzić zaraz po skończeniu liceum, ale wtedy moja matka zaczęła wyjeżdżać i poczułem się za nich odpowiedzialny... Dlatego teraz ja jestem ich opiekunem. Każdemu to pasuje, im, mnie, matce...
- Rozumiem... - przytaknęła i spojrzała na chłopaka. - Musi być ci teraz ciężko...
- Nawet nie... Ale to trochę dziwne, kiedy do szkoły nie wzywają rodziców, tylko mnie, co? - uśmiechnął się lekko,
- Byłeś wzywany do szkoły? - zapytała zdziwiona.
- I to już nie raz, Rocky i Ross to nie najlepsze połączenie.
- Cóż, zdążyłam się o tym przekonać. - uśmiechnęła się. - A właściwie, to dlaczego oni chodzą razem do klasy? Przecież Rocky ma dziewiętnaście lat, powinien już skończyć liceum.
- No właśnie: powinien.
- Nie przeszedł?
- Nie, nie... Nie o to tutaj chodzi. Chodzi o to, że przez pierwszą klasę liceum Rocky uczył sie w domu, a później chciał już iść do normalnej. Ale matka stwierdziła, że może iść razem z Rossem, zacząć od pierwszej klasy. - wyjaśnił.
- Ooo... Już rozumiem. - kiwnęła głową na znak zrozumienia.
- Trochę to wszystko pokręcone, co? - spojrzał na nią uśmiechnięty.
- Nawet bardzo. - uśmiechnęła się. Spojrzała na chłopaka, a następnie spuściła wzrok. - Cieszę się, że mi o tym powiedziałeś. Dziękuje.
- Nie ma za co. To przecież nic. - odparł lekko uśmiechnięty.
- No może i nic, ale... Chyba nie chwalisz się tak o tym na prawo i lewo?
- Nie... Co to to nie.
- A więc dlaczego postanowiłeś mi powiedzieć? - spojrzała na niego zaciekawiona.
- Z tego co wiem nie powiedziałem ci o tym ja, tylko Ratliff, więc... - zaśmiał się cicho.
- No tak, ale zawsze mogłeś sie tego wyprzeć. - spojrzała na niego z delikatnym rozbawieniem.
- Też racja... Hmm, ale nie chciałem, abyś zdziwiła się, że nauczyciel będą mówić coś typu: poinformuję o tym waszego brata, zamiast rodziców. - westchnął cicho.
- Wiesz... Przykro mi. Naprawdę mi przykro. - rzekła lekko poważniejąc.
- A mnie nie. - powiedział obojętnie.
- Nie? - zapytała zdziwiona.
- Nie. Cieszę się, że to wszystko tak się stało... Czuję, że teraz to wyszło na lepsze. Mimo, że... Czasem przestaję sobie z tym radzić... Ale muszę... - powiedział cicho.
- I nikt z rodziny wam nie pomaga? - zapytała zdziwiona, ale również poniekąd smutna.
- Nie... To znaczy teraz nie. Wcześniej co drugi dzień zalatywało się u nas pół rodziny, aby nam pomóc, a teraz... Odkąd zobaczyli, że już radzę sobie z nimi bardzo dobrze przestali nas odwiedzać. Ale to lepiej. Denerwowało mnie to, jak brali mnie za bardzo nieodpowiedzialnego. Teraz przynajmniej z tym skończyli. - wyjaśnił lekko smutny, Yv chciała coś odpowiedzieć, ale nie zdążyła, bo blondynowi zadzwonił telefon. Dziewczyna uśmiechnęła się, aby odebrał, więc tak właśnie zrobił.
- Słucham?... Co?... Ryland?... Poważnie... Żartujesz sobie, tak?... No tak, przecież Rocky go tam jeszcze odbije... Na razie. - między innymi tak odbyła się rozmowa Rikera. Spojrzał lekko wystraszony na blondynkę.
- Riker, coś się...
- Przepraszam, ale muszę wracać... - przerwał jej nerwowo. - Trafisz sama do hotelu?
- Tak, jasne... Czy coś się stało..? - zapytała niepewnie.
- Dzwoniła Rydel, Ryland... Ugh, muszę iść, jutro wszystko ci opowiem, zgoda?
- No jasne, wracaj do nich! - odparła przejęta.
- Do jutra. - uśmiechnął się lekko i wręcz pobiegł w stronę domu. Dziewczyna zdziwiona tym wszystkim wróciła spokojnie do hotelu, gdzie przygotowała sie na kolejny dzień w szkole.
~~~
Rano Yvonne obudziła się równo o 6, ale postanowiła zaczekać na wiadomość od Rikera, w końcu powiedział, że może budzić ją codziennie. Jednak najwyraźniej o tym zapomniał, gdyż minęło już piętnaście minut, a dziewczyna nie otrzymała żadnej wiadomości od Rikera, za to od swojej siostry:
"Od: Cara
Cześć Yvvy! Jak tam w L.A? Czemu nie pisałaś? Hmm, chyba Cię nie obudziłam? U nas dopiero 22, Ty pewnie wstajesz do szkoły... Opowiadaj, jak w Ameryce? <<3".
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko na wiadomość od siostry i od razu odpisała:
"Do: Cara
W końcu ktoś sobie o mnie przypomniał! Ehh, cześć! Przepraszam, nie miałam czasu... Szczęściarze, ja właśnie wstaję. W Ameryce jest genialne! Ludzie są wspaniali... Więcej napiszę, jak wrócę ze szkoły... Tęsknię na wami, pa :*".
Szybko wysłała, pisząc o 'wspaniałych ludziach' mała na myśli rodzinę Lynch'ów, a w szczególności Rikera... Westchneła cicho z nadzieją, że dowie się, dlaczego Riker wczoraj tak nagle musiał wracać. Po prawie godzinie Yv była gotowa do wyjścia z mieszkania i pójścia do szkoły. Wzięła swoją torbę, schowała komórke do kieszeni spodni, zamknęła drzwi od mieszkania i ruszyła w stronę szkoły. Do budynku weszła kilka minut przed dzwonkiem, dlatego spokojnie podeszła do swojej szafki, wzięła potrzebne książki i znalazła salę, w której miała odbyć się lekcja. Chemia, jakoś nigdy za nią nie przepadała. Kiedy zabrzmiał dzwonek ona właśnie weszła do klasy. Tradycyjnie w ostatniej ławce siedział Rocky, a Ross rozłożył się też w ostatniej ławce, ale pod ścianą, natomiast miejsce bruneta było w środkowym rzędzie. Młodszy Lynch siedział oparty o ścianę, a nogi miał wyciągnięte na drugie krzesło, a jego starszy brat siedział przodem do nauczycielki, jednak miał na głowie czapkę i przysypiał na ławce. Dziewczyna z dwojga złego postanowiła usiąść obok bruneta, który nawet nie zwrócił na nią uwagi, tylko przysypiał dalej. Ross to samo, jedynie on jeszcze co jakiś czas sprawdzał telefon.
- Ekhem... - upomniała sie, lekko szyurchając bruneta. Ten niechętnie podniósł wzrok, a widząc Yv od razu oprzytomniał.
- O, Yvonne... Ten... Długo tu siedzisz? - zapytał przecierając oczy.
- Chwilkę. - uśmiechnęła się lekko. - Rocky... Mam pytanie.
- O co chodzi? - uśmiechnął się delikatnie.
- Co się wczoraj stało? - zapytała niepewnie.
- Nie rozumiem...
- Bo wczoraj byłam z Rikerem, ale powiedział, że dzwoniła do niego Rydel i że coś z Rylandem i musiał pilnie wracać do domu. - wyjaśniła.
- Aaa, to... E nic. Ryland się wywrócił. - powiedział obojętnie.
- Dlatego tak pilnie musiał wrócić?
- No, bo pojechał z Ryry'm na pogotowie, ale tam skierowali ich do szpitala, okazało się, że młody ma coś z nogą i... Poszedł tak szybko, bo my nie do końca wiedzieliśmy, co robić. - wyjaśnił.
- I? Co z Rylandem? - zapytała przejęta.
- No nic takiego, ma coś z nogą i aktualnie ma ja w gipsie, więc ten.. No...
- O rany! Naprawdę? Jak to się stało? - wypytywała.
- Nie wiem konkretnie, Rossa zapytaj, to znaczy, jak już się obudzi. - zaśmiał się.
- Nie ważne... Riker jest dziś w szkole?
- Jeszcze nie. W szpitalu siedzieli wczoraj do... Powiem tak, ja wstałem, oni prawie wrócili. - oznajmił lekko poważniejąc. - Czyli albo nie przyjdzie na pierwsze kilka lekcji, albo w ogóle.
- Rozumiem... Rany, mam nadzieję, że to nic poważnego... - zamyśliła się.
- Nie masz się czego obawiać. - uśmiechnął się przyjaźnie.
- Mam nadzieję... - westchnęła cicho, a chłopak położył dłoń na jej ramieniu i ponownie uśmiechnął się, szczerze, więc dziewczyna lekko odwzajemniła uśmiech. Po krótkiej chwili do sali weszła ruda kobieta, czyli nauczycielka od chemii, Yv postanowiła skupić sie na lekcji, więc wyciągnęła swoje rzeczy.
- Witam wszystkich na pierwszej lekcji chemii w nowym roku szkolnym. - zaczęła uśmiechnięta nauczycielka. Z twarzy była wredna, ten uśmiech nie pomagał. - Najpierw chcę sprawdzić co umiecie z tamtego roku, dlatego rozwiążecie krótki test wiedzy z klasy drugiej. Ale ja was znam i wiem, że i tak nikt z was nie zrobiłby tego sam, więc rozwiążecie go parami. Tak, jak siedzicie...
- A co jeśli ktoś nie ma pary? - zapytał, tym samym przerywając nauczycielce, Ross.
- Dołączysz do brata i jego dziewczyny. - powiedziała ironicznie, na co spojrzenia wszystkich w klasie padły na Rocky'ego i Yvonne.
- To nie moja dziewczyna. - wtrącił sie Rocky.
- Właśnie. - upomniała się Yv.
- A więc Ross, dosiądzesz sie do brata i jego koleżanki. - kontynuowała ironicznie. No już, dosiądź się do nich. - wydała polecenie. Blondyn biorąc ze sobą krzesło usiadł na przeciwko pary. Nauczycielka rozdała każdemu po dwie kartki z zadaniami. Rocky od razu zaczął je przeglądać.
- Poważnie? To chemia, nie matematyka! Dlaczego trzeba tu coś odliczać?! - skomentował oburzony.
- Myślałam, że sprawisz mi te przyjemność i zapamiętasz coś z klasy poprzedniej. - warknęła nauczycielka i usiadła za biurkiem.
- Dobra, rozumiem, że tego nie umiesz... Ok. - westchneła blondynka. - Ty też. - spojrzała na Rossa, a ten niechętnie przytaknął.
- Dobra... Po prostu nie przeszkadzajcie... Ja to zrobię, a wy poźniej ode mnie odpiszecie, zgoda? - zaproponowała, na co Ross od razu się zgodził, a Rocky z lekkim wahaniem. Dziewczyna w prawdzie sama niezbyt rozumiała chemię, ale zadania zrobiła. Lekcja minęła w miarę szybko, oczywiście chłopcy byli kilka razy upominani, ale żadne z tych upomnień nie wyglądało, jak wcześniejsze kłótnie z nauczycielami. Kolejną lekcją był WOT. Akurat te lekcje zawsze były luźne. Nauczyciel od Wiedzy O Teatrze zwykle puszczał jakieś filmy lub gadał przez całą lekcje, a słuchał go właściwie tylko ten, kto chciał, dlatego lekcja zleciała szybko, a następną miały być języki obce czyli francuski, hiszpański i niemiecki, a złożyło się tak, że cała trójka chodzi na francuski. Na przerwach między lekcjami Yvonne widziała się z Rydel, Ellingtonem, niestety Rikera nie było na zajęciach. Zaraz po dzwonku bracia razem z Yv weszli do klasy. Te lekcje były dzielone na grupy, dlatego odbywały się one w mniejszych salach, gdzie zamiast kilkunastu podwójnych ławek były trzy rzędy ułożonych razem ławek. Rocky usiadł jak najbardziej przy oknie, obok niego Yv, a obok niej Ross, oczywiście w rzędzie ostatnim. Ledwo kilka minut po tym, jak młodzież weszła do sali nauczycielka rozpoczęła lekcje.
- Dobra, no to zobaczymy, co moja ukochana grupa pamięta z tamtego roku. Może... Ty. - nauczycielka uśmiechnęła sie i wskazała na Yvonne.
- Ja? Nie... To mój pierwszy rok tutaj, wcześniej uczyłam się gdzie indziej... - zaczęła sie tłumaczyć, gdyż nie chciała odpowiadać.
- Wiem, właśnie dlatego chcę zobaczyć, ile umiesz. No dalej. - wydała polecenie, w tej chwili blondynka wstała z miejsca. Czarnowłosa nauczycielka zaczęła pytać ją rzeczy, które tak naprawdę powinno brać się dopiero pod koniec trzeciej klasy, nie drugiej. Dziewczyna mimo to idealnie odpowiedziała. Nikomu o tym nie wspominała, ale kiedy miała czternaście lat została wysłana na dwa lata do Francji, tam wszystkiego się nauczyła. Nawet podłapała francuski akcent, dlatego szło jej jeszcze lepiej. Nauczycielka była wprost w niebo wzięta słysząc, ile umie. Uśmiechnęła się szeroko.
- Dziewczyno, skąd umiesz to, czego nie uczą w liceum? - zapytała zdziwiona.
- Umm... Mieszkałam dwa lata w Paryżu. Zdążyłam się go dobrze nauczyć... - odpowiedziała nieśmiało. Bracia Lynch spojrzeli na siebie zdziwieni, a następnie na dziewczynę.
- Naprawdę? Hmm, to świetnie, twoi koledzy mogliby się od ciebie uczyć. - dodała zadowolona. - Dziękuje. Możesz usiąść, jesteś wolna. - dziewczyna właśnie tak zrobiła, chłopcy już chcieli zacząć wypytywać o to, ale usłyszeli głos nauczycielki:
- Lynch, teraz ty. - powiedziała już oschle. W tamtym roku chłopcy wraz z nauczycielką toczyli istną wojnę, nie lubili jej. Ze wzajemnością, oczywiście.
- Który? - zapytał obojętnie Rocky i jakby łaskawie się do niej odwrócił.
- Ty, Rocky. - uśmiechnęła się sztucznie.
- Nie dało sie od razu po imieniu? - rzucił ironicznie i wstał z miejsca opierając dłonie na ławce. Nauczycielka miała zamiar to skomentować, ale nie zdążyła, bo po sali rozległo się pukanie do drzwi, a do sali nieoczekiwanie wszedł Riker.
___
Okej. Dodaję ten rozdział boo... Dodaję ten rozdział dopiero dziś, bo pod poprzednią notką wielkiego zainteresowania nie było, więc ten... Hmm, jeśli pod tym postem też nie będzie komentarzy chyba jednak tego bloga sobie z Maią odpuścimy... Zobaczymy, jak będzie. Na razie mam nadzieję, że ten rozdział się spodobał i że pamiętacie coś jeszcze z poprzednich ;)
Bożeee nareszcie się doczekałam 😃 rozdział świetny <3 Nawet nie ważcie się ,,odpuszczać" sobie tego bloga bo normalnie uduszę..! Czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńSuper <3 Doczekałam się ponownego otworzenia bloga :D Super!!!
OdpowiedzUsuń