niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 11.

Po kilku chwilach Yvonne odsuneła się od blondyna.
- Przepraszam... Chyba nie powinnam... - powiedziała nieśmiało.
- Co? Umm, nie.. Nie musisz przepraszać, nie mam nic przeciwko, abyś witała mnie tak za każdym razem. - uśmiechnął się.
- To masz załatwione. - puściła mu oczko. - Ale nie do końca o to mi chodziło... - oznajmiła lekko poważniejąc.
- A więc o co? - zapytał i trochę przybliżył się do niej.
- Rocky... - powiedziała znacznie ciszej, na co Riker przytaknął, co miało znaczyć, że zrozumiał o co jej chodziło. - W każdym razie... Jak sobie radzisz? - zapytała z wyraźną troską w głosie i uśmiechneła się lekko.
- Cóż... Źle nie było, Ryland już większość dnia przespał, także... - wzruszył obojętnie ramionami.
- Pytam ogólnie... Jak sobie z nimi radzisz? - zapytała poważniej.
- A o to pytasz... Więc.. Nie jest źle, radzę sobie tutaj... Rydel zwykle ma jakieś swoje dodatkowe zajęcia, przez co czasem późno wraca, więc jeszcze trochę brakuje tutaj kobiecej ręki, ale ogółem sobie radzę. - wyjaśnił i uśmiechnął się lekko.
- Too... Może przynajmniej dziś ja mogę zastąpić te 'kobiecą ręke'? - zaproponowała z uśmiechem.
- A raczej dziewczęcą rączkę. - zaśmiał się i rozczochrał jej włosy.
- Zabawne. - rzuciła poprawiając swoje włosy.
- No przecież tylko żartowałem. - uśmiechnął się.
- No ja mam nadzieję! - zaśmiała się. - Ale tak poważne... Jeśli chcesz, naprawdę mogę ci tu pomagać. - uśmiechneła się.
- To bardzo miłe z twojej strony, ale jestem przekonany, że masz swoje obowiązki, swoich znajomych..
- Tutaj muszę ci przerwać. Mieszkam sama, co równa się zero obowiązków. A i poza wami i kilkoma znajomymi ze szkoły, jeszcze nie zdążyłam tutaj nikogo poznać. - wyjaśniła z niewielkim uśmiechem.
- Chyba już o tym rozmawialiśmy? Naprawdę nie chcę, żebyś marnowala tutaj swój czas. - próbował jakoś delikatnie jej odmówić.
- Czyli najwyraźniej nie chcesz? - zapytała, po czym założyła ręke za ręke.
- Tego nie powiedziałem. - odpowiedział od razu.
- A więc jak będzie? Daj spokój, przynajmniej tak spędzimy ze sobą trochę więcej czasu. - powiedziała cicho, zwłaszcza końcówkę, uśmiechneła się i lekko złapała jego dłoń. W tym momencie blondyna przeszedł przyjemny dreszcz.
- No dobra. Przekonałaś mnie. - uśmiechnął się, na co Yvonne pomyślała tylko jedno: "jak on się śliczne uśmiecha".
- Czyli się zgadzasz? - zapytała spoglądając w jego oczy.
- No jasne. - przytaknął.
- Świetnie, więc jako twoja pomoc, proponuję właśnie w tej chwili wejść do kuchni i upiec babeczki! - zaproponowała wesoła.
- A umiesz? - zaśmiał się.
- Powiem tak... W domu wolałam sama sobie gotować. - odpowiedziała dumnie.
- Rozumiem... No więc chodźmy. - uśmiechnął się i razem weszli do kuchni, ale puścili swoje dłonie dopiero kiedy weszli do kuchni, gdyż tam był Rocky.
- Coś długo was nie było. - odezwał się wesoły, robiąc sobie coś do jedzenia.
- Cóż... Ustaliliśmy, co zrobimy i wyszło na to, że zrobimy babeczki. - odpowiedziała zadowolona Yv.
- Tak, tak.. - zaśmiał się. - Róbcie co tam chcecie, jak coś to ja będe u Rylanda. - oznajmił biorąc jedzenie i wyszedł z kuchni.
- A właśnie... Co z Rylandem? - zapytała przejmując sie.
- Wszystko dobrze... Trzy tygodnie szkoły z głowy... Jemu to nie przeszkadza, czuje się dobrze. - odpowiedział.
- To dobrze. - uśmiechnęła sie lekko.  - No okej, bierzmy się za te babeczki.
- Dobra, tam jest lodówka. - uśmiechnął się szeroko.
- Nie zrobię tego sama. - zaśmiała się i podeszła do lodówki.
- To ty chwaliłaś się, że umiesz je robić, nie ja.
- Dobra, dobra, ale przynajmniej mam nadzieję, że później coś pomożesz. - puściła mu oczko.
- No jasne. - uśmiechnął się.
- Super. - pokręciła głową i zajrzała do lodówki, po czym wyciągnęła wszysykie potrzebne produkty. Samo robieni babeczek przebiegło szybko i spokojnie. Gorzej ze sprzątaniem, ale też sobie poradzili. Kiedy już byli 'wolni', spokojnie przeszli do salonu, gdzie obydwoje usiedli na kanapie.
- A więc... - zaczeła trochę nieśmiało Yv.
- Posłuchaj... Chciałbym coś ci powiedzieć... - powiedział cicho blondyn i spojrzał na nią.
- O co chodzi? - zapytała uśmiechając się lekko. Sama zaczeła domyślać się, o co może chodzić Lynch'owi.
- Właśnie Riker, o co chodzi? - zaśmiał się Rocky, który właśnie wszedł do salonu.
- Znowu ty? - mruknął blondyn i spojrzał na brata.
- Hej, jakby nie było, jeszcze tu mieszkam. - odpowiedział nadal rozbawiony.
- Masz 19 lat, mógłbyś się w końcu wyprowadzić. - odgryzł mu Riker.
- Jeszcze będziesz prosił, żebym tu został. - zaśmiał się.
- Albo żebyś się wyprowadził... Mniejsza, po co tu przyszedłeś? - zapytał już lekko rozbawiony.
- Wychodzę. Bądź poinformowany. Ryland śpi, a Rydel powinna wrócić za jakąś godzinę. - oznajmił i nie czekając na reakcę brata, wyszeł.
- O rany, jak ja mam go dość... - westchnął cicho dwudziestodwulatek.
- Daj spokój, Rocky to Rocky. - zaśmiała się cicho, ale po chwili spoważniała. - Więc.. Co takiego chciałeś mi powiedzieć? - zapytała przegryzając dolną wargę.
- Ja... O rany... Rzucam studia. - powiedział poważnie i spuścił wzrok.
- Że co?! - zapytała zdziwiona, sądziła, że powie jej zupełnie co innego. - Jak to? Riker.. Co?!
- Rzucam to. Nie daję sobie z tym wszystkim rady...
- Nie, nie, nie... Przecież godzinę temu mówiłeś zupełnie co innego... -  uniosła lekko dłoń, po czym uniosła lekko jego brodę i spojrzała w jego zaszklone, brązowe oczy. - Riker, nie możesz mówić poważnie... - powiedziała niemalże szepcząc.
- Wiem, mówiłem, że daje sobie radę, ale...
- Ale co? Riker, to ostatni rok... Nie możesz zrezygnować... - mówiła cichym i spokojnym tonem. Przybliżyła się do niego i delikatnie złapała jego dłonie. - Nie takiego Rikera poznałam... Tamten mimo wszystko był silny... Nie miał zamiaru się poddać mimo, że było ciężko...
- Ten też się nie poddaje... Tylko rezygnuje z czegoś, to nie to samo. - westchnął cicho.
- Rezygnujesz z czegoś.. To prawie to samo. - oznajmiła.
- Nie... Rany, dla mnie rodzina jest zdecydowanie ważniejsza niż jakieś studia. - powiedział cicho.
- Czy ty się słyszysz?! Nie możesz, ja... Po prostu ci nie pozwalam. Riker, za dziewięć miesięcy kończysz studia...
- Może lepiej... Zapomnij o tej rozmowie... - powiedział zrezygnowany, po czym szybko wstał i bez słowa udał się do kuchni. Yvonne trochę zdziwiona, choć nie do końca, taka decyzja w końcu była ciężka, wstała i ruszyła za nim. Kiedy weszła do pomieszczenia od razu podeszła do niego i złapała za ręke, na co się odwrócił.
- Przepraszam... Masz rację, nie powinienem tego robić... I nie chcę, ale nie mam wyjścia, z tym nie dam sobie rady... - wyznał już lekko załamującym się głosem. Yv sama również ledwo powstrzymała się od płaczu. To było ciężkie również dla niej, a kiedy zobaczyła, że z oczu blondyna popłyneły łzy od razu go przytuliła, co blondyn oczywiście odwzajemnił. Czuła się okropnie, tym bardziej widząc łzy spływające po policzkach chłopaka, który już dawno przestał być dla niej tylko znajomym ze szkoły. Po jakimś czasie dziewczyna lekko odsuneła się od niego, dłonie nadal trzymała w okół jego szyi.
- Więc nie możesz tego tak po prostu rzucić. Nie teraz... Mówiłam, że będe ci tutaj pomagać... Tak zrobię. Nie jesteś tutaj sam. - mówiła patrząc w jego oczy i w między czasie delikatnym ruchem otarła jego łzy. - Nie jesteś sam...- szepneła i delikatnie musneła wargami jego mokry od łez policzek.
- I ty mówisz poważnie? - zapytał cicho.
- Jak najbardziej. - przytakneła. - Tylko się nie upieraj...
- Sam nie wiem...
- Riker... Słuchaj, zależy mi na tobie, dlatego bardzo chcę, abyś skończył te studia. Do tego naprawdę chcę ci w tym pomóc... - oznajmiła cichym tonem swojego głosu. Riker właściwie nie miał nic przeciwko, bo zależało mu, aby skończyć te studia, tym bardziej, że to ostatni rok.
- Niech będzie. - kiwnął głową, na co dziewczyna się uśmiechneła.
- Dobra decyzja. - uśmiechneła się i ponownie go przytuliła. W końcu kiedy trochę się od siebie odsuneli Yvvy pomyślała, że to może być najlepsza okazja, ale w ostatniej chwili zrezygnowała, uśmiechneła się, wzruszyła ramionami i powoli zaczeła się cofać. W tym momencie blondyn pomyślał "albo ty to zrobisz, albo Rocky zrobi to jutro w szkole..", więc już bez dłuższych zastanowień podszedł do niej i najpierw patrząc tylko w jej oczy, złożył na jej ustach czuły pocałunek, który ta z chęcią odwzajemniła...

~~~

Siema! Jakoś odżyłam :D Tak więc... Dzięki Mai wracam tutaaj :) Osoby, które czytały mojego poprzedniego bloga nie powinny być tym rozdziałem zaskoczone, bo dobrze wiedzą, że lubię pisać takie... Smutne (?) rzeczy :p Kolejny postaramy się dodać najpóźniej za dwa tygodnie, ale to się postaramy, czyli nie na 100% :)
- Laura.

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 10.

 Fizyka z panem Mason minęła Yvonne szybko, za to Rocky całą lekcje przesiedział z nadzieją, że dziewczyna już się zdecydowała i wybrała właśnie jego. Kiedy tylko zabrzmiał dzwonek cała klasa od razu opuściła klasę, również Yv i bracia Lynch. Co chwilę sprawdzała swój telefon z nadzieją, że Riker napisał. Tym razem nadal nie doczekała się wiadomości od blondyna. W końcu zaczeła wahać się czy sama nie zadzwoni czy napisze... Ale w końcu zrezygnowała, bo wiedziała, że nie spał całą noc, tylko był z Rylandem, dlatego teraz pewnie jest padnięty. Poza tym i tak po lekcjach się z nim zobaczy. Kiedy tylko podniosła wzrok z telefonu ujrzała przed sobą nikogo innego, jak kochanych braci Lynch, którzy najwyraźniej ciekawi byli odpowiedzi. 
- Więc..? - odezwał się w końcu Ross. 
- Dlaczego ja muszę wybierać? Chłopcy... - próbowała się wywinąć, choć już podjęła te decyzję. 
- Sami w życiu się nie dogadamy! - odpowiedział Ross i spojrzał na brata, a następnie ponownie na Yvonne. 
- Ale... Jeżeli wybiorę jednego, ten drugi oczywiście nie będzie zły, co..? - spojrzała na chłopaków, oni na siebie i sobie przytakneli. 
- Ja nie będe. - powiedział Rocky i spojrzał na Yv z delikatnym uśmiechem. 
- No ja też nie. - oznajmił młodszy i również na nią spojrzał. 
- Dobra, to... - wzięła głęboki oddech, przedłużając. - Romea zagra Rocky. - powiedziała cicho. 
- Ha! Mówiłem! - zaśmiał się i spojrzał na blondyna. 
- No dobra... - westchnął cicho. - Niech stracę. - uśmiechnął się lekko. 
- Mam nadzieje, że wszystko jest ok? - blondyn przytaknął, brunet tym bardziej. - Hmm, no to widzimy się na biologii? - uśmiechnęła się lekko i ze spuszczonym wzrokiem szybko odeszła od braci. Szła przez korytarz tak naprawde nie patrząc, jak idzie, w wyniku czego na kogoś wpadła.
- Przepraszam... - powiedziała cicho i spojrzała na chłopaka, na którego wpadła. Na szczęście był to Ellington, który przywitał ją szerokim uśmiechem. - Przepraszam... - powtórzyła. 
- Hej... Coś się stało? - zapytał lekko poważniejąc. 
- Nic, tylko... 
- Tylko..? 
- Tylko trochę głupio sie czuje, bo... Ehh... Nie ważne. - odparła. 
- Yvonne... 
- No dobra, bo chodzi o to że na jedną lekcje musimy odegrać jakąś scenę z książki, ja zostałam miałam być z Rossem, ale Rcoky zaprotestował i wyszło na to, że jesteśmy w trójkę. Wybraliśmy książkę ’Romeo i Julia' i ja miałam wybrać, który z nich będzie grał Romea. Wybrałam Rocky'ego, ale nie wiem czy to dobra decyzja... - wyjaśniła. 
- Hmm... - zastanowił się przez chwile. - Wiesz co, dobrze wybrałaś. - oznajmił z uśmiechem. 
- Dobrze? Dlaczego tak uważasz? - zapyała lekko zdziwiona. 
- No bo Ross zawsze dostaje, czego chce. A Rocky jako ten starszy musi mu ustępować. Na szczęście nie tym razem. - powiedział i westchnął cicho. 
- Skoro tak mówisz... Dziękuje. - uśmiechnęła się. 
- Nie ma sprawy. No... A jak tam żyje się z nimi w jednej klasie? - zapytał z uśmiechem. 
- Cóż... Łatwo nie jest, ale za to nie jest też nudno. - odpowiedziała i uśmiechnęła się już nieco szerzej. 
- Ha, nikt nie mówił, że będzie łatwo. - zaśmiał się. 
- I nie jest... Ale yolo. - zaśmiała się, jednak po chwili spoważniała. - Słyszałeś, co stało sie Rylandowi? - zapytała po chwili. 
- Ta... Ale chyba bardziej współczuje Rikerowi niż Rylandowi. 
- A to Dlaczego? 
- Bo on z tym wszystkim zostanie. Dwóch młodszych braci plus ja, młodsza siostra i brat ze złamaną nogą, hmm... - uśmiechnął się lekko. 
- No tak... Ale nie będzie z tym sam, bo ja dotrzymam mu towarzystwa. - dodała dumnie. 
- No to życzę powodzenia. - uśmiechnął się szeroko unosząc kciuk. 
- Przyda się? 
- Oj tak! - zaśmiał się. - Więc... Ja muszę spadać na lekcje... Zapewne jeszcze się dziś zobaczymy, więc... Na razie. - powiedział i po usłyszeniu 'na razie' ze strony dziewczyny, szybko ruszył w swoją stronę, Yvonne westchneła cicho, podeszła do swojej szafki i wyciągnęła potrzebne książki, a następnie udała sie na lekcje. Do dzwonka było jeszcze kilka minut, ale ze względu na to, że poza cudownym rodzeństwem Lynch, Ellingtona i osób z klasy nikogo tutaj nie znała, więc postanowiła wejść już do sali. Gdy tylko weszła do pomieszczenia zobaczyła dyskutujących ze sobą braci, kiedy Rocky ją zauważył od razu się ucieszył i uśmiechnął szeroko. Blondynka tylko rozejrzała się po klasie, w każdej ławce były trzy miejsca, a nie tylko dwa. Westchneła cicho i podeszła do ławki, w której siedziel Rocky i Ross. 
- Ja nie wiem, robicie to specjalnie? Wy się o coś zalożyliście, czy jak? - zapytała lekko rozbawiona i spojrzała na braci. 
- Cóż... Jak nie chcesz siedzieć tu, Andrew siedzi sam. - oznajmił całkiem poważnie... A raczej udawając powagę, Rocky. 
- Dobra, niech stracę. - pokręciła głową i usiadła pomiędzy chłopakami, bo właśnie tam było miejsce. 
- A więc... Co do tej scenki... Proszę was, nauczcie się jej porządnie. - przerwała ciszę. 
- Proszę cię, ja jestem aktorem, ja miałbym się czegoś nie nauczyć? - pochwalił się Ross. 
- Szczerze powiedziawszy tego właśnie się obawiam...
- A ja zapamiętałem już tyle piosenek, że pare zdań to nie problem. - powiedział uśmiechnięty Rocky. 
- Ale ty jesteś Romem, ty mówisz tam chyba najwięcej... W każdym razie cieszę się, że macie do tego takie podejście, mam nadzieję, że dobrze nam... WAM to wyjdzie. - uśmiechnęła się. 
- O to się nie martw! Nie wiem, jak Ross, ale ja na pewno nauczę się swojej roli. 
Po chwili zadzwonił dzwonek na lekcje, więc zaraz poźniej do klasy weszła nauczycielka, która nie chcąc tracić czasu od razu rozpoczęła lekcje. 
- Więc... Może najpierw ktoś zgłosi się do odpowiedzi? - zaproponowała pani Cyrus i rozejrzała się po klasie. - Tak też myślałam... - westchneła cicho, nie widząc nikogo chętnego. - No to może pan Lynch? 
- Który? - zapytał z Rocky z nadzieją, że chodzi o jego młodszego brata. 
- Możesz być ty... - odpowiedziała i spojrzała na braci. 
- To może lepiej Ross? Jest młodszy i taaki ambitny - powiedział ironicznie. Z Rossem i biologią bywało różnie. Na początku pierwszej klasy liceum szło mu niezbyt dobrze, a pod koniec wygrał konkurs biologiczny, w drugiej znowu szło mu przeciętnie.
- Nie, nie, nie ja. - odezwał się niechętnie blondyn. 
- Ja dzisiaj już byłem pytany z francuskiego, niech pani mi odpuści. - przekonywał Rocky. 
- Ale to nie jest francuski, to biologia i proszę wstać, bo w tym momencie jesteś pytany. - oznajmiła poirytowana nauczycielka. 
- No proszę pani... - mruknął blondyn. 
- Dobra chłopcy, niech już stracę, ale pierwszy i ostatni raz, żeby było jasne... Andrew, ty dzisiaj odpowiadasz. - dokończyła. Reszta lekcji przebiegła już spokojnie, później ostatnie tak samo, w końcu zabrzmiał dzwonek kończący ostatnią lekcje, więc wszyscy równo wyszli z klasy, a następnie ze szkoły. Yvonne wraz z Rocky'm od razu po szkole udała się do Lynch'ów. Powód? Umówiła się, że dziś wpadnie do Rikera, a że Ross musiał załatwić coś innego, idą sami. 
- Jednego nie rozumiem... - odezwała się Yv, przerywając ciszę. 
- O co chodzi? - zapytał Rocky i spojrzał na dziewczynę. 
- Więc... Jak to możliwe, że ty i Ross pyskujecie do nauczycieli bardziej niż do Rikera, a mimo to nic wam się nie dostaje? - zapytała, po czym się zaśmiała.
- Że co? - zaśmiał się. - A więc... Cóż, jestem Rocky. - poprawił swoje włosy. 
- Pytam serio. - wywróciła oczami. 
- Cóż... Nauczyciele lubili Rikera... Teraz lubią nas, więc nam odpuszczają. - wyjaśnił. 
- Lubią was? Zwłaszcza nauczycielka od francuskiego? - uśmiechnęła się z lekkim rozbawieniem. 
- Zwłaszcza ona. Ona nas uwielbia. - powiedział poważnie, po czym wybuchnął śmiechem. 
- Dobra, nie ważne... - pokręciła głową. 
- Może porozmawiamy o naszej pracy na angielski? - zmienil temat, ucieszony. 
- Chodzi ci o "Romea i Julię"? 
- Tak, tak. - kiwnął głową. 
- To... Przecież mówiłam już, że ty będziesz Romeem. 
- Ja to wiem, ale wiesz... Może jakieś próby? Przecież występujemy za swa tygodnie. - uśmiechnął się, tym razem przyjaźnie, a nie z rozbawienia. 
-  Cóż... Ty jesteś Romeem, sprawdź tekst i zacznij się go uczyć, ja i Ross zrobimy to samo, później zaczniemy robić próby. - odpowiedziała uśmiechnięta. 
- Dobra, dobra... - powiedział obojętnie, Yv to zauważyła, więc niespodziewanie przytuliła się do bruneta. Chłopakowi od razu poprawil sie uśmiech i na twarzy pojawił szeroki uśmiech. 
- Łoo... Nie zdradzaj ze mną mojego brata! - zaśmiał się, mimo to odwzajemnił uścick, tak naprawdę myślał o czymś takim już od pierwszego dnia szkoły, po chwili blondynka odsunęła się od Lynch'a.
- Hej, przecież ja i Riker nie jesteśmy razem. - zaśmiała się i ruszyli dalej.  
- Poważnie? Oo, trochę inaczej to wyglądało, kiedy wybiegłaś za nim z klasy i w ogóle tak romansowaliście. - powiedział rozbawiony. 
- Oh daj spokój. Riker ma pod opieką ciebie, Rossa, Rydel i Rylanda ze złamaną nogą, chcę trochę mu pomóc w ogarnianiu tego domu, trochę empatii! - wyjaśniła lekko rozbawiona. 
- Dobra, dobra, wygrałaś, nie jesteście razem. Jeszcze oczywiście. - wyszczerzył swoje białe ząby, na co dziewczyna tylko się zaśmiała. Rocky żartował sobie z tego, ale w głowie miał ogromną nadzieję, że Yv nie jest z Rikerem i nie będą razem. 
- Zabawne. Ugh... Daleko jeszcze? - zamarudziła. 
- A jesteś już aż tak bardzo zmęczona? - uśmiechnął sie. 
- Ani trochę. - odpowiedziała dumnie.
- To możemy zrobić sobie jeszcze kółeczko, do szkoły i z powrotem, bo generalnie jesteśmy na miejscu. - odpowiedział zadowolony. I faktycznie, byli może minutę od domu Lynch'ów. Po wejściu Rocky od razu udał się do kuchni, więc Yvonne - za nim, jednak w tej samej chwili z kuchni wyszedł najstarszy z Lynch'ów. 
- Riker! - ucieszyła się Yvonne i właściwie bez większego zastanowienia przytuliła się do blondyna. To go lekko zdziwiło, ale mimo to odwzajemnił uścisk dziewczyny, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, poirytowany jednak Rocky poszedł już bez przeszkód do kuchnii. 

____


Wiitam wszystkich! Od razu kilka słów wyjaśnień: z bloga miała zrezygnować, ale pisałam z Laurą i mówiła mi, że nie ma żadnych pomysłów na rozdział do tego bloga, więc postanowiłam tutaj wrócić i coś napisać c; 
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał, chociaż pisany był tak na szybko :p Kolejny ja lub Laura postaramy się dodać w przyszłym tygodniu, ale to też nie wiadomo, jak wyjdzie. Na razie mam nadzieję, że ten się spodobał c:
- MMaia 

piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 9.

Yvonne od razu na niego spojrzała i w duchu bardzo się ucieszyła, że go widzi. 
- Przepraszam, że przeszkadzam... Mógłbym zająć chwilę? - zapytał grzecznie Riker, w porównaniu do swojego brata... Naprawdę się różnili. Blondyn spojrzał na Rocky'ego i przewrócił oczami, a do Yv lekko się uśmiechnął. Wyraźnie był czymś przejęty, zapewne tym, co stało się wczoraj. 
- Riker. Oczywiście. - nauczycielce o dziwo od razu poprawił się humor. Widać, że ona też go lubiła, jak chyba większość nauczycieli. Kobieta wstała i wyszła wraz z blondynem na korytarz, przed tym mówiąc: "zaraz wracam, ma tu być cisza.". Kiedy wyszła, Rocky od razu usiadł spowrotem na miejsce. 
- Co Riker tu robi? - zapytała zdziwiona blondynka. 
- Pewnie przyszedł w sprawie Rylanda. Zapewne szybko do szkoły nie wróci. - powiedział Ross i wzruszył ramionami. 
- Dlaczego akurat do niej? - spojrzała na chłopaków. 
- Bo to jego wychowawczyni. - odpowiedział Rocky. 
- Ooo, już rozumiem... - rozmowa przez chwilę sie ciągnęła, a kiedy nauczycielka wróciła do klasy, Yvonne pod pretekstem odebrania bardzo ważnego telefonu poprosiła o wyjście z klasy, nauczycielka bardzo ją polubiła, więc się zgodziła. Kiedy tylko wyszła od razu zauważyła odchodzącego już blondyna, dlatego bez dłuższego zastanowienia pobiegła za nim. 
- Riker... - powiedziała będąc już blisko niego, na co chłopak się zatrzymał i odwrócił do niej. 
- O, Yvonne... Cześć... - powiedział smutno. 
- Wiem o Rylandzie. Tak mi przykro... - odparła również smutnym tonem. 
- A więc ja nie muszę nic ci opowiadać?
- Wiem tyle, że do rana byłeś z nim w szpitalu. - odpowiedziała. 
- Czyli w sumie wiesz wszystko. - uśmiechnął się lekko. 
- Jak się trzyma? - zapytała podtrzymując temat. 
- Jest ok, ale będzie miał sporą przerwę od szkoły. - westchnął cicho. 
- Jasne, ale ty... Będziesz chodził normalnie? - zapytała z wyczuwalną nadzieją w głosie, na co Riker lekko się uśmiechnął. 
- No jasne, ja tak... Ale za to jakieś poza lekcyjne spotkania odpadają... Ryland jest dość nieznośny. - wyjaśnił patrząc na nią. 
- Hmm, rozumiem... Poradzisz sobie z nim? To znaczy... Z tego, co wiem zwykle kończysz o wiele później od nas.... 
- Tak, ale Ryland nie ma problemu ze spaniem do 14, więc nie ma problemu. Fakt, że Rydel kończy zwykle koło 16, a tylko Ross i Rocky wcześniej... Jakoś oni będą musieli się nim zająć... - powiedział i ponownie westchnął. 
- Jeśli chcesz, mogę ci pomóc. - zaproponowała od razu. - Ja kończę o tej samej, co Rocky i Ross, mogę posiedzieć z Rylandem te godzinę czy dwie. - uśmiechnęła się przyjacielsko. 
- Naprawdę? Nie... Sama musisz się uczyć, w przypadku moich braci to nic, bo oni raczej prędcy do nauki nie są, więc...
- Riker, chcę ci pomóc... - przerwała mu zadowolona. - Więc.... Jutro, po lekcjach u was. Postanowione. - dokończyła dumnie. 
- Niech stracę. - pokręcił głową i uśmiechnął się lekko. 
- A pouczyć się mogę z twoimi braćmi. - dodała. 
- Ale jesteś uparta. - Zaśmiał się cicho. 
- Wiem. Do jutra. - uśmiechnęła się i spojrzała mu w oczy. 
- Jeśli będziesz miała dzisiaj czas, wpadnij do nas. - dodał uśmiechnięty. 
- Nie ma problemu. - podeszła do chłopaka, a następnie trochę niepewnie go przytuliła i lekko przegryzła dolną wargę. 
- Do zobaczenia. - szepnął. Puścił jej oczko i obydwoje sie rozeszli. Riker wrócił do domu, do Rylanda, a Yv na lekcje francuskiego. Zastała tam Rocky'ego już kłócącego się z nauczycielką. Dziewczyna cicho wróciła na swoje miejsce. 
- Mówię pani, że byliśmy. - odpysknął nauczucielce brunet.
- A ja tego nie kwestionuje, ale wyjaśnij mi, dlaczego w takim razie nic, kompletnie nic nie umiesz? - zapytała lekko zdenerwowana. 
- Po pierwsze: to było na początku wakacji, po drugie: francuski jest trudny, po trzecie: ja śpiewałem po angielsku, nie francusku! 
- A więc co ci to dało, że byliście we Francji? 
- To była trasa, raczej nie miałem kiedy sie uczyć. - mówił poirytowany. Yv spojrzała na Rossa. 
- Ej, o co chodzi? - zapytała szeptem. 
- Rocky nic nie umie, więc twierdzi, że będąc w Paryżu coś podłapał, ale chyba wychodzi na to, że chce obronić to, że nie miał czasu się uczyć. - odpowiedział rozbawiony. 
- Proszę pani! Ja panią jako nauczycielkę bardzo doceniam, ale niech pani sobie wyobrazi, że ja nie miałem wolnych wakacji: ja byłem w trasie, nagrywaliśmy płytę, pisałem piosenki, po ANGIELSKU, do tego doszedł teledysk. Właśnie, zapraszamy na premierę płyty. Już za dwa tygodnie. - uśmiechnął się sztucznie, nauczycielkę a lekka zatkało, ale mimo to nie dała za wygraną. 
- Ale powinieneś coś pamiętać z drugiej klasy. - dodała już spokojniej. 
- Ale nie pamiętam! Pani Writhe, sława zobowiązuje, wolę poświęcać sie dla zespołu niż szkoły. - wzruszył obojętnie ramionami. 
- No to może pierwsza uwaga jakoś cię zmotywuje? Siadaj, uwagę już masz. - powiedziała z satysfakcją. 
- Dobra, nie wiem za co, ale w porządku, widać już za szczerość się dostaje. - Dopowiedział i zajął swoje miejsce. Cała grupa była wyraźnie rozbawiona całą sytuacją. 
- Może powinnam powiadomić o tym twojego brata? - odparła ironicznie. 
- Spoko, ej, Ross potwierdzisz, że dostałem uwagę za szczerość - zwrócił się do blondyna. 
- No pewnie! - postanowił stanąć w obronie brata. 
- No, tak więc proszę bardzo, sam mogę mu powiedzieć. Nie ma problemu, Riker w domu. - odpowiedział dumnie. 
- Nie ważne. Zaczynamy lekcje. - powiedziała poirytowana pani Writhe i rozpoczeła lekcje, a bracia Lynch przybli sobie piątke. Yv tylko spojrzała na obu rozbawiona. 
- Co u Rikera? - zapytał Rocky, zwracając się do blondynki. 
- Przepraszam? 
- No, bo poszłaś do niego, zgadza się? 
- O, tak, tak... Umm, skąd wiesz? - zapytała zdziwiona. 
- Chyba wszyscy się domyślili... Wyszłaś tak nagle za nim. - uśmiechnął się lekko. 
- A tak... O rany... Naprawdę to było tak widać?
- Taak. - Zaśmiał się. - I co tam, pogadaliście sobie? Co u Rylanda? 
- Chyba wszystko ok. A właśnie, jeśli nie macie nic przeciwko umówiłam się z Rikerem dzisiaj, u was. 
- Umm, czyżbyś zaczęła kręcić z moim starszym bratem? - zapytał dwukrotnie unosząc brwi. 
- Taak, będe z nim kręciła siedząc z Rylandem. - zaśmiała się cicho. 
- Co? - Zaśmiał się. 
- No co? Z tego, co wiem ty i Ross nie jesteście zbyt odpowiedzialni. - odpowiedziała lekko rozbawiona. 
- No i tu masz rację. - mruknął ze śmiechem. Później końcówka lekcji przebiegła już normalnie, przerwę Yvonne spędziła na pisaniu z Rikerem. A kolejną lekcją lekcją miał być język angielski. Rocky zajął swoje miejsce, Ross usiadł obok, a Yv razem z nowo poznaną Claudią. Kiedy nauczycielka zaczęła lekcje Ross zaczął pod ławką szukać czegoś w telefonie, natomiast Rocky rozłożył się na ławce. 
- A więc, jak już wspominałam dobrałam was już w pary, może najpierw je odczytam. - powiedziała kobieta, sięgnęła po listę i zaczęła wyczytywać pary. Oczywiście braci Lynch pozostawiła na koniec:
- Lynch Ross i Yvonne Amnell, Rocky razem z Olivią Knight. - oznajmiła zadowolona. Uśmiechnięty Ross spojrzał na Yv, a Rocky postanowił zaprotestować:
- Nie będe z nią! - krzyknął oburzony i wstał z miejsca. Ross, Yvonne i Olivia spojrzeli na bruneta. 
- Co ty odwalasz? - zapytał młodszy brat bruneta. 
- Co to ma znaczyć? - zdenerwowała się wychowawczyni. 
- Nie mam zamiaru z nią być. Dziękuje. - odpowiedział i ponownie usiadł na miejsce. 
- Rocky, znowu zaczynasz? 
- Nic nie zaczynam, po prostu chcę zmiany. - odpysknął. 
- Słuchaj, słyszałam, co stało się z twoim młodszym bratem, chyba nie chcesz dokładać Rikerowi problemów. Tym razem z tobą? 
- Ach, idealny Riker... - przewrócił oczami i 'położył' się na ławce. 
- Rocky, wymagam odrobinę szacunku. - oznajmiła pewnie. 
- O rany... - westchnął. 
- Dobrze, dobrze Rocky, niech ci będzie... 
- Czyli? - zapytał z nadzieją. 
- Może najpierw powiem, o co chodzi? Tak... Celowo zostaliście przydzieleni w pary, każda para musi wybrać dowolny fragment z dowolnej książki i musi ją przedstawić. Tu, przed klasą, a osoby, które spodobają mi się najbardziej wystąpią podczas dni otwartych w naszej szkole. Jeśli się nie mylę, to pod koniec poprzedniego roku przerabialiście "Romea i Julię", więc propnuję właśnie to. - wyjaśniła uśmiechnięta, wtedy Yv spojrzała na braci Lynch i westchnęła cicho. 
- Super, ale co ze mną? - zapytał niecierpliwie brunet. 
- Jeśli znajdziecie scenę dla trójki, możecie przedstawić razem, Olivia możesz do kogoś dojść. - mówiła pogodnie. 
- Zniszcze cię. - Burknał do brata Ross, a jego starszy brat tylko uśmiechnął się tryjumfalnie. Reszta lekcji minęła spokojnie, nauczycielka wyjaśniała szczegóły. Zaraz po dzwonku wszysc wyszli z sali, więc Ross podszedł do Yv. 
- Chcesz Rocky'ego?! - zapytał oburzony. 
- Hmm, jeśli tylko porządnie nauczy się tekstu, nie będzie mi przeszkadzał. - odpowiedziała obojętnie i ruszyła w stronę swojej szafki, a blondyn ruszył za nią, postanowił nie dać za wygraną. Po prostu nie chciał tu Rocky'ego. 
- Mniejsza... Zastanawiałeś się już, co chcesz przedstawiać? - zapytała po chwili z uśmiechem. 
- Romeo i Julia. - oznajmił i od razu się uśmiechnął, dziewczyna odwzajemniła uśmiech. 
- Ano tak... Więc może dla odmiany na fizyce usiądziemy razem i obagadamy jakąś scenę? - zaproponowała, na co blondyn od razu chciał odpowiedzieć, oczywiście byłoby to głośne "TAK", ale z nikąd pojawił się Rocky z telefonem w ręce i szerokim uśmiechem na twarzy. 
- Akt szósty, scena druga. Romeo, Julia i jakiś ksiądz. - wyczytał z telefonu i spojrzał na te dwójkę. Yv była nadal uśmiechnięta, a Ross już poirytowany. 
- Scena dla trzech osób? - zapytała, na co brunet przytaknął. 
- Haha, po pierwsze, to nie żaden ksiądz, tylko Ojciec Laurenty, po drugie, za późno bracie. Właśnie wybraliśmy. Akt pierwszy, scena balkonowa. - powiedział zadowolony. 
- Poważnie? - spojrzał na dziewczynę, zrezygnowany. 
- Nie... Ross, jeszcze nie wybraliśmy. - poprawiła go. - Ja jestem za. 
Ross w końcu postanowił się zgodzić, w końcu z Rocky'm i tak by nie wygrał, do tego Yvonne była za...
- Super, to... Ja będe oczywiście Julią, dogadajcie się, z którym z was będe musiała wziąć ślub. - Zaśmiała się, poklepała chłopców po ramionach i poszła do swojej szafki. 
- Zniszcze cie. - burknął Ross, patrząc na brata.
- Yv się to spodobało. No to braciszku, ty będziesz księdzem. - uśmiechnął się szeroko i chciał iść dalej, ale blondyn go zatrzymał. 
- Żartujesz sobie? Nie będe księdzem, poza tym to nie ksiądz, tylko Ojciec Laurenty, naucz się, nie kalecz tak pięknej książki... I nie, nie będe nim. - uparł się. 
- Ross, daj spokój, Yvvy i tak na ciebie nie poleci. - zaśmiał się.
- Akurat na powodzenie u dziewczyn, czyli też Yv nie narzekam. Dzięki. - parchnął. 
- Ja tym bardziej, ale jakbyś nie zauważył, Yv siada ze mną, nie leci do jednego Rossa. - powiedział ironicznie. 
- Dobra, to może niech ona zdecyduje? Hmm, kto zostanie jej Romem? - zaproponował przymrużając oczy. 
- Dobra! Chodźmy jej zapytać. - uniósł brwi i poprawił swoje włosy. 
- Rocky... Poszę cię, nie przy ludziach... - powiedział rozbawiony i obydwoje ruszyli w stronę jej... Nie wiedzieli, gdzie jest jej szafka, więc postanowili zapytać w klasie na fizyce. Niestety po drodze spotkali Ratliff'a, niestety ponieważ zagadali się z nim i kiedy się zorientowali, było już kilka minut po dzwonku. Ellington szybko poszedł na swoje zajęcia, a bracia Lynch pobiegli do sali, w której miała odbyć się ich lekcja. Kiedy weszli do klasy, zamiast powiedzieć czegoś typu "przepraszamy za spóźnienie", ich wzrok padł na ostatnią ławkę, w której siedziała sama Yv, która najwyraźniej na nich czekała. Chłopcy zorientowali się również, że oprócz jednego wolnego miejsca obok dziewczyny jest jedynie pierwsza i druga ławka, a Yvonne zajęła już swoje tradycyjne miejsce w ostatniej. Bracia tylko spojrzeli na siebie i zaczeli przepychać sie, aby szybciej dojść do ławki, między innymi dlatego, że żaden z nich nie chciał siedzieć w tej drugiej czy pierwszej, centralnie przed nauczycielem od fizyki. Ostatecznie wygrał Rocky i on usiadł obok Amnell. Ross westchnął cicho i nie chciał kłócić sie przy panu Mason, głównie dlatego, iż ten facet po prostu go przerażał. 
- Andrew... Idę do ciebie. - powiedział niechętnie i usiadł obok znajomego w trzeciej ławce. Nauczyciel zaczął kontynuować lekcję, ale że Rocky'ego za bardzo to nie interesowało, postanowił zadać Yvonne pytanie dotyczące sceny, którą mieli przedstawić, ale czego można było sie domyślić, Lynch miał ogromną nadzieję, że dziewczyna wybierze właśnie jego. 
- Yvonne... - zaczął cicho i uśmiechnął się do niej. 
- Co chcesz? - zapytała obojętnie, notując zadanie. 
- Bo tak się z Rossem zastanawialiśmy... No wiesz... Kogo chciałabyś jako Romea, a kogo jako tego księdza? - zapytał ciekawy odpowiedzi. 
- Coo? Rocky, nie teraz... - odpowiedziała.
- Ja przepraszam, ale obydwoje wolimy grać Romea, sami tego nie zdecydujemy... Ty musisz wybrać... - nie dawał za wygraną. 
- O rany, nie wiem... Jak dla mnie możesz być to ty... Albo Ross... Sami sie dogadajcie, a jak nie, to chociaż pogadajmy o tym po lekcjach, zgoda? - spojrzała na Rocky'ego, a ten chętnie przytaknął. Dziewczyna chciała skupić sie na lekcji, ale po tym, co powiedział Rocky, postanowiła zastanowić się nad tym. W końcu to tylko głupie przedstawienie jakiejś sceny, ale zaczeła się wahać, z którym wolałaby grać. To znacz grać będzie i z Rocky'm i Rossem, ale z jednym z nich będzie musiała udać, że zawierają związek małżeński, tutaj już chciała dobrze się zastanowić, z którym z nich. 

~~~

Ok, dodaję ten kolejny rozdział. Mam nadzieję, że jakoś mi wyszedł :D a i mam przykrą wiadomość; Maia niestety nie będzie pisała ze mną bloga ;c szkoda, więc rozdziały będą dodawane niestety z większym odstępem czasu, hmm... A i mam do was pytanie: wolicie, żeby Romea zagrał Rocky czy Ross? Piszcie :3 

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 8.


                 "It's going down down right now, You can't loose"

Po prawie  piętnastu minutach Yvonne usłyszała  dźwięk swojego telefonu, od razu spojrzała na wyświetlacz:
"Od: Riker:
  Czekam na dole." 
 Dziewczyna uśmiechnęła się lekko do telefonu, szybko wzięła swoją komórkę, klucz od mieszkania i wyszła. Zbiegła po schodach na dół, po czym wyszła przed hotel, gdzie zobaczyła  blondyna, uśmiechnęła się i podeszła do niego.
- Długo już czekasz? 
- Nie, dopiero przyszedłem. - odpowiedział lekko uśmiechnięty.
- Super, to... Gdzieś idziemy czy...?
- W sumie to możemy się gdzieś przejść. 
- Dobra, więc.. Gdzie? Czekam na twoje propozycje,  ja jeszcze kompletnie nie...
- Znam tego miasta? - dokończył za nią z uśmiechem.  - Jasne, wiem to. Dobra, to może chodźmy... - na chwilę sie zawahał, a do głowy wpadł mu pewien pomysł. - Jeśli masz czas i... Oczywiście chcesz... Zabiorę cię w jedno miejsce. - powiedział cały czas sie uśmiechając.
- No jasne. - Przytaknęła z uśmiechem, który ani na chwile nie znikał z jej twarzy.
- Świetnie, a zatem chodźmy.  - Jak powiedział, tak zrobili. W drodze panowała cisza, którą postanowiła postanowiła przerwać Yvonne. 
- Chciałam się spotkać, ponieważ jest coś, co naprawdę mnie ciekawi. - odparła niepewnie i spojrzała na blondyna, który szedł równo z nią.
- No jasne... O co chodzi? - zapytał właściwie domyślając się odpowiedzi. 
- Ellington powiedził mi już, że to ty zajmujesz się braćmi i siostrą....
- Powiedział ci to? - zapytał zdziwiony, nie przypuszczał, że ktoś już jej o tym wspominał.
- Tak, ale... To ja go o to poprosiłam... Mam nadzieję, że nie jesteś o to zły...
- Nie... Oczywiście, że nie będe zły, przynajmniej już nie muszę ci wszystkiego tłumaczyć.
- Ale jednak mam pytanie... 
- O co chodzi?
- Masz ponad dwadzieścia lat... Dlaczego postanowiłeś podjąć nad nimi opiekę?  - zapytała nieco niepewnie i spojrzała na Lynch'a. 
- Nikt inny by tego nie zrobił...
- Ale przecież równie dobrze mógłbyś się już dawno wyprowadzić.
- Tak, ale... To moi bracia i Delly... Musiałem to zrobić... Dla nich... Chciałem się wyprowadzić zaraz po skończeniu liceum, ale wtedy moja matka zaczęła wyjeżdżać i poczułem się za nich odpowiedzialny... Dlatego teraz ja jestem ich opiekunem. Każdemu to pasuje, im, mnie, matce...
- Rozumiem... - przytaknęła i spojrzała na chłopaka. - Musi być ci teraz ciężko...
- Nawet nie... Ale to trochę dziwne, kiedy do szkoły nie wzywają rodziców, tylko mnie, co? - uśmiechnął się lekko,
- Byłeś wzywany do szkoły? - zapytała zdziwiona.
- I to już nie raz, Rocky i Ross to nie najlepsze połączenie. 
- Cóż, zdążyłam się o tym przekonać. - uśmiechnęła się. - A właściwie, to dlaczego oni chodzą razem do klasy? Przecież Rocky  ma dziewiętnaście lat, powinien już skończyć liceum. 
- No właśnie: powinien.
- Nie przeszedł? 
- Nie, nie... Nie o to tutaj chodzi. Chodzi o to, że przez pierwszą klasę liceum Rocky uczył sie w domu, a później chciał już iść do normalnej. Ale matka stwierdziła, że może iść razem z Rossem, zacząć od pierwszej klasy. - wyjaśnił.
- Ooo... Już rozumiem. - kiwnęła głową na znak zrozumienia. 
- Trochę to wszystko pokręcone, co? - spojrzał na nią uśmiechnięty. 
- Nawet bardzo. - uśmiechnęła się. Spojrzała na chłopaka, a następnie spuściła wzrok. - Cieszę się, że mi o tym powiedziałeś. Dziękuje. 
- Nie ma za co. To przecież nic. - odparł lekko uśmiechnięty. 
- No może i nic, ale... Chyba nie chwalisz się tak o tym na prawo i lewo? 
- Nie... Co to to nie. 
- A więc dlaczego postanowiłeś mi powiedzieć? - spojrzała na niego zaciekawiona. 
- Z tego co wiem nie powiedziałem ci o tym ja, tylko Ratliff, więc... - zaśmiał się cicho. 
- No tak, ale zawsze mogłeś sie tego wyprzeć. - spojrzała na niego z delikatnym rozbawieniem.  
- Też racja... Hmm, ale nie chciałem, abyś zdziwiła się, że nauczyciel będą mówić coś typu: poinformuję o tym waszego brata, zamiast rodziców. - westchnął cicho. 
- Wiesz... Przykro mi. Naprawdę mi przykro. - rzekła lekko poważniejąc. 
- A mnie nie. - powiedział obojętnie. 
- Nie? - zapytała zdziwiona. 
- Nie. Cieszę się, że to wszystko tak się stało... Czuję, że teraz to wyszło na lepsze. Mimo, że... Czasem przestaję sobie z tym radzić... Ale muszę... - powiedział cicho. 
- I nikt z rodziny wam nie pomaga? - zapytała zdziwiona, ale również poniekąd smutna. 
- Nie... To znaczy teraz nie. Wcześniej co drugi dzień zalatywało się u nas pół rodziny, aby nam pomóc, a teraz... Odkąd zobaczyli, że już radzę sobie z nimi bardzo dobrze przestali nas odwiedzać. Ale to lepiej. Denerwowało mnie to, jak brali mnie za bardzo nieodpowiedzialnego. Teraz przynajmniej z tym skończyli. - wyjaśnił lekko smutny, Yv chciała coś odpowiedzieć, ale nie zdążyła, bo blondynowi zadzwonił telefon. Dziewczyna uśmiechnęła się, aby odebrał, więc tak właśnie zrobił. 
- Słucham?... Co?... Ryland?... Poważnie... Żartujesz sobie, tak?... No tak, przecież Rocky go tam jeszcze odbije... Na razie. - między innymi tak odbyła się rozmowa Rikera. Spojrzał lekko wystraszony na blondynkę. 
- Riker, coś się...
- Przepraszam, ale muszę wracać... - przerwał jej nerwowo. - Trafisz sama do hotelu? 
- Tak, jasne... Czy coś się stało..? - zapytała niepewnie. 
- Dzwoniła Rydel, Ryland... Ugh, muszę iść, jutro wszystko ci opowiem, zgoda? 
- No jasne, wracaj do nich! - odparła przejęta. 
- Do jutra. - uśmiechnął się lekko i wręcz pobiegł w stronę domu. Dziewczyna zdziwiona tym wszystkim wróciła spokojnie do hotelu, gdzie przygotowała sie na kolejny dzień w szkole. 
 ~~~
Rano Yvonne obudziła się równo o 6, ale postanowiła zaczekać na wiadomość od Rikera, w końcu powiedział, że może budzić ją codziennie. Jednak najwyraźniej o tym zapomniał, gdyż minęło już piętnaście minut, a dziewczyna nie otrzymała żadnej wiadomości od Rikera, za to od swojej siostry:
"Od: Cara
Cześć Yvvy! Jak tam w L.A? Czemu nie pisałaś? Hmm, chyba Cię nie obudziłam? U nas dopiero 22, Ty pewnie wstajesz do szkoły... Opowiadaj, jak w Ameryce? <<3". 
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko na wiadomość od siostry i od razu odpisała:
"Do: Cara
W końcu ktoś sobie o mnie przypomniał! Ehh, cześć! Przepraszam, nie miałam czasu... Szczęściarze, ja właśnie wstaję. W Ameryce jest genialne! Ludzie są wspaniali... Więcej napiszę, jak wrócę ze szkoły... Tęsknię na wami, pa :*". 
Szybko wysłała, pisząc o 'wspaniałych ludziach' mała na myśli rodzinę Lynch'ów, a w szczególności Rikera... Westchneła cicho z nadzieją, że dowie się, dlaczego Riker wczoraj tak nagle musiał wracać. Po prawie godzinie Yv była gotowa do wyjścia z mieszkania i pójścia do szkoły. Wzięła swoją torbę, schowała komórke do kieszeni spodni, zamknęła drzwi od mieszkania i ruszyła w stronę szkoły. Do budynku weszła kilka minut przed dzwonkiem, dlatego spokojnie podeszła do swojej szafki, wzięła potrzebne książki i znalazła salę, w której miała odbyć się lekcja. Chemia, jakoś nigdy za nią nie przepadała. Kiedy zabrzmiał dzwonek ona właśnie weszła do klasy. Tradycyjnie w ostatniej ławce siedział Rocky, a Ross rozłożył się też w ostatniej ławce, ale pod ścianą, natomiast miejsce bruneta było w środkowym rzędzie. Młodszy Lynch siedział oparty o ścianę, a nogi miał wyciągnięte na drugie krzesło, a jego starszy brat siedział przodem do nauczycielki, jednak miał na głowie czapkę i przysypiał na ławce. Dziewczyna z dwojga złego postanowiła usiąść obok bruneta, który nawet nie zwrócił na nią uwagi, tylko przysypiał dalej. Ross to samo, jedynie on jeszcze co jakiś czas sprawdzał telefon. 
- Ekhem... - upomniała sie, lekko szyurchając bruneta. Ten niechętnie podniósł wzrok, a widząc Yv od razu oprzytomniał. 
- O, Yvonne... Ten... Długo tu siedzisz? - zapytał przecierając oczy. 
- Chwilkę. - uśmiechnęła się lekko. - Rocky... Mam pytanie. 
- O co chodzi? - uśmiechnął się delikatnie. 
- Co się wczoraj stało? - zapytała niepewnie. 
- Nie rozumiem...
- Bo wczoraj byłam z Rikerem, ale powiedział, że dzwoniła do niego Rydel i że coś z Rylandem i musiał pilnie wracać do domu. - wyjaśniła. 
- Aaa, to... E nic. Ryland się wywrócił. - powiedział obojętnie. 
- Dlatego tak pilnie musiał wrócić? 
- No, bo pojechał z Ryry'm na pogotowie, ale tam skierowali ich do szpitala, okazało się, że młody ma coś z nogą i... Poszedł tak szybko, bo my nie do końca wiedzieliśmy, co robić. - wyjaśnił. 
- I? Co z Rylandem? - zapytała przejęta. 
- No nic takiego, ma coś z nogą i aktualnie ma ja w gipsie, więc ten.. No...
- O rany! Naprawdę? Jak to się stało? - wypytywała. 
- Nie wiem konkretnie, Rossa zapytaj, to znaczy, jak już się obudzi. - zaśmiał  się. 
- Nie ważne... Riker jest dziś w szkole? 
- Jeszcze nie. W szpitalu siedzieli wczoraj do... Powiem tak, ja wstałem, oni prawie wrócili. - oznajmił lekko poważniejąc. - Czyli albo nie przyjdzie na pierwsze kilka lekcji, albo w ogóle. 
- Rozumiem... Rany, mam nadzieję, że to nic poważnego... - zamyśliła się. 
- Nie masz się czego obawiać. - uśmiechnął się przyjaźnie. 
- Mam nadzieję... - westchnęła cicho, a chłopak położył dłoń na jej ramieniu i ponownie uśmiechnął się, szczerze, więc dziewczyna lekko odwzajemniła uśmiech. Po krótkiej chwili do sali weszła ruda kobieta, czyli nauczycielka od chemii, Yv postanowiła skupić sie na lekcji, więc wyciągnęła swoje rzeczy. 
- Witam wszystkich na pierwszej lekcji chemii w nowym roku szkolnym. - zaczęła uśmiechnięta nauczycielka. Z twarzy była wredna, ten uśmiech nie pomagał. - Najpierw chcę sprawdzić co umiecie z tamtego roku, dlatego rozwiążecie krótki test wiedzy z klasy drugiej. Ale ja was znam i wiem, że i tak nikt z was nie zrobiłby tego sam, więc rozwiążecie go parami. Tak, jak siedzicie...
- A co jeśli ktoś nie ma pary? - zapytał, tym samym przerywając nauczycielce, Ross. 
- Dołączysz do brata i jego dziewczyny. - powiedziała ironicznie, na co spojrzenia wszystkich w klasie padły na Rocky'ego i Yvonne. 
- To nie moja dziewczyna. - wtrącił sie Rocky. 
- Właśnie. - upomniała się Yv. 
- A więc Ross, dosiądzesz sie do brata i jego koleżanki. - kontynuowała ironicznie. No już, dosiądź się do nich. - wydała polecenie. Blondyn biorąc ze sobą krzesło usiadł na przeciwko pary. Nauczycielka rozdała każdemu po dwie kartki z zadaniami. Rocky od razu zaczął je przeglądać. 
- Poważnie? To chemia, nie matematyka! Dlaczego trzeba tu coś odliczać?! - skomentował oburzony. 
- Myślałam, że sprawisz mi te przyjemność i zapamiętasz coś z klasy poprzedniej. - warknęła nauczycielka i usiadła za biurkiem. 
- Dobra, rozumiem, że tego nie umiesz... Ok. - westchneła blondynka. - Ty też. - spojrzała na Rossa, a ten niechętnie przytaknął. 
- Dobra... Po prostu nie przeszkadzajcie... Ja to zrobię, a wy poźniej ode mnie odpiszecie, zgoda? - zaproponowała, na co Ross od razu się zgodził, a Rocky z lekkim wahaniem. Dziewczyna w prawdzie sama niezbyt rozumiała chemię, ale zadania zrobiła. Lekcja minęła w miarę szybko, oczywiście chłopcy byli kilka razy upominani, ale żadne z tych upomnień nie wyglądało, jak wcześniejsze kłótnie z nauczycielami. Kolejną lekcją był WOT. Akurat te lekcje zawsze były luźne. Nauczyciel od Wiedzy O Teatrze zwykle puszczał jakieś filmy lub gadał przez całą lekcje, a słuchał go właściwie tylko ten, kto chciał, dlatego lekcja zleciała szybko, a następną miały być języki obce czyli francuski, hiszpański i niemiecki, a złożyło się tak, że cała trójka chodzi na francuski. Na przerwach między lekcjami Yvonne widziała się z Rydel, Ellingtonem, niestety Rikera nie było na zajęciach. Zaraz po dzwonku bracia razem z Yv weszli do klasy. Te lekcje były dzielone na grupy, dlatego odbywały się one w mniejszych salach, gdzie zamiast kilkunastu podwójnych ławek były trzy rzędy ułożonych razem ławek. Rocky usiadł jak najbardziej przy oknie, obok niego Yv, a obok niej Ross, oczywiście w rzędzie ostatnim.  Ledwo kilka minut po tym, jak młodzież weszła do sali nauczycielka rozpoczęła lekcje. 
- Dobra, no to zobaczymy, co moja ukochana grupa pamięta z tamtego roku. Może... Ty. - nauczycielka uśmiechnęła sie i wskazała na Yvonne. 
- Ja? Nie... To mój pierwszy rok tutaj, wcześniej uczyłam się gdzie indziej... - zaczęła sie tłumaczyć, gdyż nie chciała odpowiadać. 
- Wiem, właśnie dlatego chcę zobaczyć, ile umiesz. No dalej. - wydała polecenie, w tej chwili blondynka wstała z miejsca. Czarnowłosa nauczycielka zaczęła pytać ją rzeczy, które tak naprawdę powinno brać się dopiero pod koniec trzeciej klasy, nie drugiej. Dziewczyna mimo to idealnie odpowiedziała. Nikomu o tym nie wspominała, ale kiedy miała czternaście lat została wysłana na dwa lata do Francji, tam wszystkiego się nauczyła. Nawet podłapała francuski akcent, dlatego szło jej jeszcze lepiej. Nauczycielka była wprost w niebo wzięta słysząc, ile umie. Uśmiechnęła się szeroko. 
- Dziewczyno, skąd umiesz to, czego nie uczą w liceum? - zapytała zdziwiona. 
- Umm... Mieszkałam dwa lata w Paryżu. Zdążyłam się go dobrze nauczyć... - odpowiedziała nieśmiało. Bracia Lynch spojrzeli na siebie zdziwieni, a następnie na dziewczynę. 
- Naprawdę? Hmm, to świetnie, twoi koledzy mogliby się od ciebie uczyć. - dodała zadowolona. - Dziękuje. Możesz usiąść, jesteś wolna. - dziewczyna właśnie tak zrobiła, chłopcy już chcieli zacząć wypytywać o to, ale usłyszeli głos nauczycielki:
- Lynch, teraz ty. - powiedziała już oschle. W tamtym roku chłopcy wraz z nauczycielką toczyli istną wojnę, nie lubili jej. Ze wzajemnością, oczywiście. 
- Który? - zapytał obojętnie Rocky i jakby łaskawie się do niej odwrócił. 
- Ty, Rocky. - uśmiechnęła się sztucznie. 
- Nie dało sie od razu po imieniu? - rzucił ironicznie i wstał z miejsca opierając dłonie na ławce. Nauczycielka miała zamiar to skomentować, ale nie zdążyła, bo po sali rozległo się pukanie do drzwi, a do sali nieoczekiwanie wszedł Riker. 


___

Okej. Dodaję ten rozdział boo... Dodaję ten rozdział dopiero dziś, bo pod poprzednią notką wielkiego zainteresowania nie było, więc ten... Hmm, jeśli pod tym postem też nie będzie komentarzy chyba jednak tego bloga sobie z Maią odpuścimy... Zobaczymy, jak będzie. Na razie mam nadzieję, że ten rozdział się spodobał i że pamiętacie coś jeszcze z poprzednich ;)