niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 11.

Po kilku chwilach Yvonne odsuneła się od blondyna.
- Przepraszam... Chyba nie powinnam... - powiedziała nieśmiało.
- Co? Umm, nie.. Nie musisz przepraszać, nie mam nic przeciwko, abyś witała mnie tak za każdym razem. - uśmiechnął się.
- To masz załatwione. - puściła mu oczko. - Ale nie do końca o to mi chodziło... - oznajmiła lekko poważniejąc.
- A więc o co? - zapytał i trochę przybliżył się do niej.
- Rocky... - powiedziała znacznie ciszej, na co Riker przytaknął, co miało znaczyć, że zrozumiał o co jej chodziło. - W każdym razie... Jak sobie radzisz? - zapytała z wyraźną troską w głosie i uśmiechneła się lekko.
- Cóż... Źle nie było, Ryland już większość dnia przespał, także... - wzruszył obojętnie ramionami.
- Pytam ogólnie... Jak sobie z nimi radzisz? - zapytała poważniej.
- A o to pytasz... Więc.. Nie jest źle, radzę sobie tutaj... Rydel zwykle ma jakieś swoje dodatkowe zajęcia, przez co czasem późno wraca, więc jeszcze trochę brakuje tutaj kobiecej ręki, ale ogółem sobie radzę. - wyjaśnił i uśmiechnął się lekko.
- Too... Może przynajmniej dziś ja mogę zastąpić te 'kobiecą ręke'? - zaproponowała z uśmiechem.
- A raczej dziewczęcą rączkę. - zaśmiał się i rozczochrał jej włosy.
- Zabawne. - rzuciła poprawiając swoje włosy.
- No przecież tylko żartowałem. - uśmiechnął się.
- No ja mam nadzieję! - zaśmiała się. - Ale tak poważne... Jeśli chcesz, naprawdę mogę ci tu pomagać. - uśmiechneła się.
- To bardzo miłe z twojej strony, ale jestem przekonany, że masz swoje obowiązki, swoich znajomych..
- Tutaj muszę ci przerwać. Mieszkam sama, co równa się zero obowiązków. A i poza wami i kilkoma znajomymi ze szkoły, jeszcze nie zdążyłam tutaj nikogo poznać. - wyjaśniła z niewielkim uśmiechem.
- Chyba już o tym rozmawialiśmy? Naprawdę nie chcę, żebyś marnowala tutaj swój czas. - próbował jakoś delikatnie jej odmówić.
- Czyli najwyraźniej nie chcesz? - zapytała, po czym założyła ręke za ręke.
- Tego nie powiedziałem. - odpowiedział od razu.
- A więc jak będzie? Daj spokój, przynajmniej tak spędzimy ze sobą trochę więcej czasu. - powiedziała cicho, zwłaszcza końcówkę, uśmiechneła się i lekko złapała jego dłoń. W tym momencie blondyna przeszedł przyjemny dreszcz.
- No dobra. Przekonałaś mnie. - uśmiechnął się, na co Yvonne pomyślała tylko jedno: "jak on się śliczne uśmiecha".
- Czyli się zgadzasz? - zapytała spoglądając w jego oczy.
- No jasne. - przytaknął.
- Świetnie, więc jako twoja pomoc, proponuję właśnie w tej chwili wejść do kuchni i upiec babeczki! - zaproponowała wesoła.
- A umiesz? - zaśmiał się.
- Powiem tak... W domu wolałam sama sobie gotować. - odpowiedziała dumnie.
- Rozumiem... No więc chodźmy. - uśmiechnął się i razem weszli do kuchni, ale puścili swoje dłonie dopiero kiedy weszli do kuchni, gdyż tam był Rocky.
- Coś długo was nie było. - odezwał się wesoły, robiąc sobie coś do jedzenia.
- Cóż... Ustaliliśmy, co zrobimy i wyszło na to, że zrobimy babeczki. - odpowiedziała zadowolona Yv.
- Tak, tak.. - zaśmiał się. - Róbcie co tam chcecie, jak coś to ja będe u Rylanda. - oznajmił biorąc jedzenie i wyszedł z kuchni.
- A właśnie... Co z Rylandem? - zapytała przejmując sie.
- Wszystko dobrze... Trzy tygodnie szkoły z głowy... Jemu to nie przeszkadza, czuje się dobrze. - odpowiedział.
- To dobrze. - uśmiechnęła sie lekko.  - No okej, bierzmy się za te babeczki.
- Dobra, tam jest lodówka. - uśmiechnął się szeroko.
- Nie zrobię tego sama. - zaśmiała się i podeszła do lodówki.
- To ty chwaliłaś się, że umiesz je robić, nie ja.
- Dobra, dobra, ale przynajmniej mam nadzieję, że później coś pomożesz. - puściła mu oczko.
- No jasne. - uśmiechnął się.
- Super. - pokręciła głową i zajrzała do lodówki, po czym wyciągnęła wszysykie potrzebne produkty. Samo robieni babeczek przebiegło szybko i spokojnie. Gorzej ze sprzątaniem, ale też sobie poradzili. Kiedy już byli 'wolni', spokojnie przeszli do salonu, gdzie obydwoje usiedli na kanapie.
- A więc... - zaczeła trochę nieśmiało Yv.
- Posłuchaj... Chciałbym coś ci powiedzieć... - powiedział cicho blondyn i spojrzał na nią.
- O co chodzi? - zapytała uśmiechając się lekko. Sama zaczeła domyślać się, o co może chodzić Lynch'owi.
- Właśnie Riker, o co chodzi? - zaśmiał się Rocky, który właśnie wszedł do salonu.
- Znowu ty? - mruknął blondyn i spojrzał na brata.
- Hej, jakby nie było, jeszcze tu mieszkam. - odpowiedział nadal rozbawiony.
- Masz 19 lat, mógłbyś się w końcu wyprowadzić. - odgryzł mu Riker.
- Jeszcze będziesz prosił, żebym tu został. - zaśmiał się.
- Albo żebyś się wyprowadził... Mniejsza, po co tu przyszedłeś? - zapytał już lekko rozbawiony.
- Wychodzę. Bądź poinformowany. Ryland śpi, a Rydel powinna wrócić za jakąś godzinę. - oznajmił i nie czekając na reakcę brata, wyszeł.
- O rany, jak ja mam go dość... - westchnął cicho dwudziestodwulatek.
- Daj spokój, Rocky to Rocky. - zaśmiała się cicho, ale po chwili spoważniała. - Więc.. Co takiego chciałeś mi powiedzieć? - zapytała przegryzając dolną wargę.
- Ja... O rany... Rzucam studia. - powiedział poważnie i spuścił wzrok.
- Że co?! - zapytała zdziwiona, sądziła, że powie jej zupełnie co innego. - Jak to? Riker.. Co?!
- Rzucam to. Nie daję sobie z tym wszystkim rady...
- Nie, nie, nie... Przecież godzinę temu mówiłeś zupełnie co innego... -  uniosła lekko dłoń, po czym uniosła lekko jego brodę i spojrzała w jego zaszklone, brązowe oczy. - Riker, nie możesz mówić poważnie... - powiedziała niemalże szepcząc.
- Wiem, mówiłem, że daje sobie radę, ale...
- Ale co? Riker, to ostatni rok... Nie możesz zrezygnować... - mówiła cichym i spokojnym tonem. Przybliżyła się do niego i delikatnie złapała jego dłonie. - Nie takiego Rikera poznałam... Tamten mimo wszystko był silny... Nie miał zamiaru się poddać mimo, że było ciężko...
- Ten też się nie poddaje... Tylko rezygnuje z czegoś, to nie to samo. - westchnął cicho.
- Rezygnujesz z czegoś.. To prawie to samo. - oznajmiła.
- Nie... Rany, dla mnie rodzina jest zdecydowanie ważniejsza niż jakieś studia. - powiedział cicho.
- Czy ty się słyszysz?! Nie możesz, ja... Po prostu ci nie pozwalam. Riker, za dziewięć miesięcy kończysz studia...
- Może lepiej... Zapomnij o tej rozmowie... - powiedział zrezygnowany, po czym szybko wstał i bez słowa udał się do kuchni. Yvonne trochę zdziwiona, choć nie do końca, taka decyzja w końcu była ciężka, wstała i ruszyła za nim. Kiedy weszła do pomieszczenia od razu podeszła do niego i złapała za ręke, na co się odwrócił.
- Przepraszam... Masz rację, nie powinienem tego robić... I nie chcę, ale nie mam wyjścia, z tym nie dam sobie rady... - wyznał już lekko załamującym się głosem. Yv sama również ledwo powstrzymała się od płaczu. To było ciężkie również dla niej, a kiedy zobaczyła, że z oczu blondyna popłyneły łzy od razu go przytuliła, co blondyn oczywiście odwzajemnił. Czuła się okropnie, tym bardziej widząc łzy spływające po policzkach chłopaka, który już dawno przestał być dla niej tylko znajomym ze szkoły. Po jakimś czasie dziewczyna lekko odsuneła się od niego, dłonie nadal trzymała w okół jego szyi.
- Więc nie możesz tego tak po prostu rzucić. Nie teraz... Mówiłam, że będe ci tutaj pomagać... Tak zrobię. Nie jesteś tutaj sam. - mówiła patrząc w jego oczy i w między czasie delikatnym ruchem otarła jego łzy. - Nie jesteś sam...- szepneła i delikatnie musneła wargami jego mokry od łez policzek.
- I ty mówisz poważnie? - zapytał cicho.
- Jak najbardziej. - przytakneła. - Tylko się nie upieraj...
- Sam nie wiem...
- Riker... Słuchaj, zależy mi na tobie, dlatego bardzo chcę, abyś skończył te studia. Do tego naprawdę chcę ci w tym pomóc... - oznajmiła cichym tonem swojego głosu. Riker właściwie nie miał nic przeciwko, bo zależało mu, aby skończyć te studia, tym bardziej, że to ostatni rok.
- Niech będzie. - kiwnął głową, na co dziewczyna się uśmiechneła.
- Dobra decyzja. - uśmiechneła się i ponownie go przytuliła. W końcu kiedy trochę się od siebie odsuneli Yvvy pomyślała, że to może być najlepsza okazja, ale w ostatniej chwili zrezygnowała, uśmiechneła się, wzruszyła ramionami i powoli zaczeła się cofać. W tym momencie blondyn pomyślał "albo ty to zrobisz, albo Rocky zrobi to jutro w szkole..", więc już bez dłuższych zastanowień podszedł do niej i najpierw patrząc tylko w jej oczy, złożył na jej ustach czuły pocałunek, który ta z chęcią odwzajemniła...

~~~

Siema! Jakoś odżyłam :D Tak więc... Dzięki Mai wracam tutaaj :) Osoby, które czytały mojego poprzedniego bloga nie powinny być tym rozdziałem zaskoczone, bo dobrze wiedzą, że lubię pisać takie... Smutne (?) rzeczy :p Kolejny postaramy się dodać najpóźniej za dwa tygodnie, ale to się postaramy, czyli nie na 100% :)
- Laura.

2 komentarze:

  1. Tak szczerze nie wiem co napisać, ale w pozytywny sposób :D Bardzo romantyczny ten rozdział. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń